Wyobraźmy sobie taką sytuację: lecimy samolotem, a za oknem piękna, słoneczna pogoda – wszyscy pasażerowie podróżują zadowoleni i spokojni. W pewnym momencie dochodzi do załamania pogody, a w głośnikach słyszymy następujący komunikat:
REKLAMA
– Szanowni państwo, z tej strony pierwszy pilot. Właśnie wlecieliśmy w strefę burz, co może oznaczać różne scenariusze podróży. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, choć sam nie mam takiej pewności, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem. Życzę udanej reszty podróży.
Łatwo można się domyślić, co wywoła taki komunikat wśród pasażerów i załogi samolotu. Tak to też wygląda, kiedy zarządzamy i prowadzimy zespół. Dla jego członków jesteśmy pilotem, do którego zawsze będą mogli zwrócić się o pomoc i który pomoże im przetrwać choćby najgorszą strefę burz. Nawet, jeśli sami nie jesteśmy przekonani, co nas czeka i czy zmiany, w obliczu których stoi zespół lub cała firma, musimy mieć na uwadze, że jeśli lider wykaże rezygnację albo zwątpienie, to pozostali współpracownicy nie będą go mobilizować. To od lidera oczekuje się postawy, która da oparcie i pozwoli zrozumieć, co się dzieje. Warto więc wprowadzanie zmian zacząć od siebie, budując świadomość i pełne przekonanie do ich wprowadzenia.
Na początku odpowiedzmy sobie na pytanie, dlaczego zmiany następują. Nie wystarczy utarte stwierdzenie, że „zmiany to jedyna pewna rzecz w życiu”. Potrzebujemy czegoś więcej i dotyczy to zarówno argumentów analitycznych (można powiedzieć lewopółkulowych), jak i uczuciowych (prawopółkulowych). Często zapominamy o tej drugiej kategorii argumentów.
Logika (nie) wystarcza
Był rok 1602. Z Krzywej Wieży w Pizie ktoś zrzucał przedmioty różnej wielkości i masy, obserwując i mierząc ich czas lotu. Był to Galileusz, który w taki właśnie sposób udowadniał prawo swobodnego spadania mówiące, że przy braku działania sił zewnętrznych przedmioty o różnej masie spadają z jednakowym przyspieszeniem. Obalił w ten sposób wcześniejszą zasadę Arystotelesa, który twierdził, że ciała o większej masie mają większe przyspieszenie. Niewątpliwie Galileu...